Jak przystało na nauczyciela modlitwy, Benedykt XVI sam się modli.
Na stronach, które w książce „Jezus z Nazaretu” wprowadzają do rozważań o poszczególnych prośbach modlitwy Ojcze nasz, czytamy słowa Josepha Ratzingera/Benedykta XVI, które doskonale podsumowują wykład, w którym usiłowaliśmy przedstawić nauczanie tego Papieża o modlitwie. Czytamy tam m.in.: „Najbardziej jesteśmy skupieni wtedy, gdy z palącej potrzeby prosimy o coś Boga albo radosnym sercem dziękujemy Mu za otrzymane dobro. Najważniejsze jest jednak to, żeby – oprócz takich chwil – w głębi naszej duszy istniała relacja do Boga. Aby tak było, musimy tę relację jak najczęściej ożywiać i sprawy naszego codziennego życia wciąż na nowo do niej odnosić. Będziemy się tym lepiej modlić, im częściej w głębi naszej duszy będzie ukierunkowanie na Boga. Im bardziej staje się ono głównym fundamentem całej naszej egzystencji, tym bardziej będziemy ludźmi pokoju. Tym bardziej będziemy znosili cierpienie, tym bardziej będziemy rozumieli innych i będziemy na nich otwarci. To kształtujące nas ukierunkowanie, cichą, milczącą obecność Boga u podstaw naszego myślenia, zmysłów i bytowania, nazywamy «nieustającą modlitwą». Ostatecznie jest ona również tym, co nazywamy miłością Boga – jednocześnie głównym warunkiem i siłą napędową miłości bliźniego.
Ta prawdziwa modlitwa, to ciche wewnętrzne przebywanie z Bogiem, potrzebuje pokarmu i temu służy konkretna modlitwa słowami, wyobrażeniami lub myślami. Im bardziej Bóg jest w nas obecny, tym bardziej będziemy mogli w słowach modlitwy rzeczywiście być przy Nim. I na odwrót, prawdą jest też, że aktywna modlitwa urzeczywistnia i pogłębia nasze przebywanie z Bogiem. Modlitwa ta może i powinna wypływać z naszego serca, z naszych potrzeb, nadziei, radości i cierpień, z naszego zawstydzenia się popełnianymi grzechami, jak również z wdzięczności za otrzymane dobro – w ten sposób stanie się modlitwą w pełni osobistą. Potrzebujemy także ciągle punktu oparcia w formie słów modlitwy, w których znalazło swój kształt spotkanie z Bogiem zarówno całego Kościoła, jak i pojedynczych ludzi. Albowiem bez tego modlitewnego wsparcia nasza własna modlitwa i nasz obraz Boga staje się subiektywny i w końcu odzwierciedla bardziej nas samych niż Boga żywego. W słowach modlitwy, które wyrosły najpierw z wiary Izraela, a następnie z wiary modlącego się Kościoła, poznajemy Boga i siebie samych. Są one szkołą modlitwy, a tym samym narzędziem przemiany i otwartości naszego życia”[90].
Jeśli – jak naucza Benedykt XVI – „modlitwa jest jak otwarte okno, które pozwala nam mieć spojrzenie utkwione w Bogu, nie tylko po to, by przypominać sobie cel, do którego zmierzamy, lecz również po to, by wola Boża mogła oświecić naszą ziemską drogę i pomogła nam przeżywać ją intensywnie i z zaangażowaniem”[91]; i zarazem „jest spotkaniem z żywą Osobą, której należy słuchać i z którą należy dialogować; jest spotkaniem z Bogiem, który odnawia swoją niezłomną wierność, swoje «tak» człowiekowi, każdemu z nas, by nas obdarować swoim pocieszeniem pośród życiowych zawirowań i dać nam życie w zjednoczeniu z Nim, pełne radości i dobra, którego spełnieniem będzie życie wieczne”[92]; to najkrócej i najpiękniej – za Ojcami Kościoła – można powiedzieć, że „modlitwa to właściwie nic innego, jak przeobrażenie się w tęsknotę za Bogiem”[93].
Pytanie: Jak Benedykt XVI nazwał swoje katechezy o modlitwie, które wygłosił od 4 maja 2011 roku do 3 października 2012 roku?