W ostatniej rozmowie dotarliśmy z Pawłem Apostołem do Rzymu.
Fizycznym obciążeniem Pawła była jego stała skłonność do chorób. Zapewne nie był olbrzymem. Zauważyć trzeba, że on, który w swych listach względnie mało poświęcał uwagi swoim osobistym sprawom, wiele razy mówi o swej chorobie. Musiała ona być dla niego uciążliwa przy pracy, niekiedy nawet bardzo. Nie mógł tej choroby ukryć przed Kościołami. Dlatego też o niej mówi. Odczuwa ją jako „oścień dla ciała" i policzkowanie przez anioła szatana, z czego wynikałoby, że choroba ta sprawiała mu dolegliwości fizyczne (2 Kor 12,7). I tu natrafiamy na jedną z pierwszych niezrozumiałych sprzeczności, jakimi naznaczona jest cała jego osobowość. Bo mimo tych uciążliwości dokonuje rzeczy nieprawdopodobnych. Wystarczy pomyśleć o długich trasach, które w większej części przemierzał pieszo, trasach, które według naszych pojęć były niezwykle uciążliwe, które prowadziły przez dzikie, strome góry, jak na przykład płaskowyż Likaonii, Kapadocji i Galacji, albo przez bezludne, pustynne okolice, w których czyhały na niego niebezpieczeństwa napadów (11,26). Jeśli zliczymy poszczególne etapy, otrzymamy setki kilometrów odległości. Podczas swych morskich podróży między Grecją, Azją i Syrią zaznał także niebezpieczeństw ze strony morza. Raz przeżył zatonięcie statku i przez cały dzień i noc być może uczepiony deski z okrętu - unosił się na głębinie morskiej (11,25). Sprzeczności charakteryzują go również w jego wystąpieniach wobec ludzi. Jego przeciwnicy zarzucali mu, że bezpośrednio wobec ludzi jest pokorny, natomiast na odległość okazuje surowość (10,1); że jego listy są groźne i nieubłagane, on sam natomiast okazuje się słaby, a jego słowa nic nie znaczące (10,10). Akceptowano porywający ton jego listów, krytykowano natomiast jego przemówienia i kazania. Te krytyki musiały mieć jakiś punkt zaczepienia. Z dysput z oponentami - szczególnie w Koryncie - wychodził niekiedy pokonany. Także i to doświadczenie nie zostało mu oszczędzone. Można by przypuszczać, że tam gdzie chodziło o jego własną osobę, Paweł okazywał dużo rezerwy, może nawet sprawiał wrażenie nieśmiałego. Gdy tak postępuje, nazywa siebie szaleńcem i w ten sposób daje do zrozumienia, jak bardzo nie odpowiadało mu, czy wręcz obce mu było takie postępowanie (zob. 11,21). Był jednak świadomy swej mocy wtedy, gdy głosił Ewangelię i reprezentował sprawę swego Pana.