Bardzo ważne jest, aby w przestrzeń modlitwy wejść przez jej przygotowanie.
Modlitwa dzieci
Niezrównane i wzruszające są przykłady spontanicznych modlitw dzieci. Sięgnijmy w tym miejscu do najbardziej aktualnego przykładu, modlitwy dziecka wielbiącego Boga i proszącego o pokój w Ukrainie. „Teraz w sieci rozchodzi się wideo, w którym widzimy chłopca śpiewającego przed krzyżem. Bóg z pewnością usłyszał tę wzruszającą modlitwę!
Śpiewam Ci, Boże, za żywych i umarłych,
Alleluja, Alleluja, Alleluja.
Wołam, Boże, zbaw nas i Ukrainę,
Mówię do Boga: Kocham Cię”[34].
Jak pamiętamy z lektur szkolnych, w literackiej wizji Bolesława Prusa tylko dziękczynna modlitwa dziecka dotarła do Przedwiecznego[35].
Modlitwa kapłana przed głoszeniem słowa Bożego
Ojciec Raniero Cantalamessa, wieloletni kaznodzieja Domu Papieskiego, w swoich rozważaniach o hymnie Veni Creator zatytułowanych „Pieśń Ducha Świętego”, na końcu rozdziału poświęconego głoszeniu słowa z mocą Ducha Świętego, przytacza modlitwę Grzegorza z Narek, mistyka ormiańskiego żyjącego na początku drugiego tysiąclecia, który miał duży wpływ na życie duchowe swego ludu. Jego piękna modlitwa jest ciągle aktualna i są tacy głosiciele słowa, którzy przed każdym kazaniem/homilią modlą się tymi słowami:
„Błagam Twój niezmienny i wszechmocny majestat,
o potężny Duchu:
ześlij rosę Twojej słodyczy.
Ty, który konsekrujesz apostołów, natchnieniem jesteś proroków, pouczasz doktorów,
który sprawiasz, że niemi mówią i otwierasz uszy głuchym,
daj także i mnie, grzesznikowi, łaskę mówienia pewnie
o ożywczej tajemnicy dobrej nowiny Ewangelii…
W chwili, gdy publicznie mam wyjaśniać Twoje słowo,
niech wyprzedza mnie Twe miłosierdzie
i podpowiada mi wewnętrznie, w odpowiedniej chwili,
to, co jest godne, pożyteczne i miłe Tobie,
na cześć i chwałę Twojego bóstwa,
i dla pełnego zbudowania Kościoła katolickiego”[36].
Modlitwa „starego kaprala”
Świadectwo modlitwy Jana Bielatowicza, jak sam się przedstawia – „starego kaprala”, warto wspomnieć z kilku powodów. Po pierwsze, Jan Bielatowicz to frontowy żołnierz i znany literat związany z Tarnowem. Po drugie, jego świadectwo przytoczył Biskup Tarnowski Jerzy Ablewicz podczas rekolekcji watykańskich wygłoszonych dla Ojca Świętego Jana Pawła II i jego współpracowników z Kurii Rzymskiej w dniach od 8 do 14 marca 1981 roku[37]. Po trzecie, i chyba najważniejsze, jest to dobry przykład jak modlitwa towarzyszy człowiekowi w zmiennych okolicznościach życia. Świadectwo modlitwy Jana Bielatowicza znajdujemy w opublikowanych przez niego wspomnieniach zatytułowanych Książeczka. Opowiadania starego kaprala[38]. Tytułowa Książeczka, to de facto jedno z opowiadań, które zawarte są we wspomnieniach o tym samym tytule. Bielatowicz opowiada w nim o swojej książeczce do modlitwy; a opowiadając o książeczce, opowiada o swojej modlitwie. Otrzymał ją w dzieciństwie od kapłana, który udzielił mu chrztu. Nie rozstawał się z nią niemal nigdy, z wyjątkiem pewnej nocy w czasie walk na Monte Cassino. Po wycofaniu się ze swoimi dwoma towarzyszami z gniazda karabinów maszynowych, uświadomił sobie, że zostawił na wzgórzu chlebak, a w nim książeczkę. Bez wahania, mimo ognia zaporowego nieprzyjaciela, wrócił i odnalazł swoją książeczkę do modlitwy. Pisze o niej, że „jest niewielka. Można ją zamknąć w garści. Ale mieści się w niej chyba wszystko, co człowiek powinien wiedzieć o Bogu i do Boga mówić”[39].
O pobycie w obozie internowanych w Kisbodak na Węgrzech i wspólnych modlitwach z książeczki wspomina: „Apele zabierały ze dwie godziny dziennie; resztę trzeba było wypełnić. Czym, jeśli nie słowem? Po tygodniu […] wydobyłem z drelichu książeczkę. Ręce jak klucz otwierały w niej na wyrywki strony z litanią loretańską, pieśniami majowymi, kolędami, Gorzkimi Żalami. Po wyświechtanych karteczkach zaczęła się wędrówka w przeszłość:
- w maj pilzneński, tarnowski i krakowski […]
- w Godzinki śpiewane w wiejskich kościołach z pobożnością pierwszych chrześcijan […]
- w mroźne poranki Rorat;
- ku szopce pod domowym drzewkiem […]
- ku grobom Pańskim […]
- ku ciemnym jutrzniom i Gorzkim Żalom;
- ku święceniu wody, ognia, paschału, olejów i potraw;
- ku rezurekcjom […].
Rozpłyńcie się, me źrenice,
Toczcie smutnych łez krynice.
Z tej polszczyzny modlitewnikowej przemawia dziwna łagodność, nawet wobec największych zbrodni.
Żal duszę ściska, serce boleść czuje,
Gdy słodki Jezus na śmierć się gotuje,
Klęcząc w Ogrojcu, gdy krwawy pot leje,
Serce me mdleje.
Więźnia miłości powrozmi krępuje
Żołnierz okrutny, uczeń zły całuje,
Wtem Jezus łzami, gdy się w miłość stapia,
Jagody skrapia.
W Gorzkich Żalach wypowiadali się pierwsi polscy chrześcijanie[40], a ich uczucia jak żywica skamieniały w słowa nieporadne i pokorne.
Ach! mnie, Matce Boleściwej,
Pod Krzyżem bardzo smutliwej
Serce żałość przejmuje!
Pełna gorzkości święta Weronika,
Rzewne łzy lejąc, z Panem się spotyka,
Któremu, gdy twarz tuwalnią ociera,
Portret odbiera.
Czytałem z książeczki najpierw oczami, potem szeptem, aż ktoś rzekł:
- Czytaj głośno!
Gdy przyszła kolej na psalmy, wokół mego barłogu stał ciasno tłum żołnierzy.
Rzekł Pan do Pana mego łaskawym
Swym głosem: siądź mi przy boku prawym,
Aż Twoje wszystkie zuchwałe wrogi
Dam za podnóżek pod Twoje nogi.
Kiedy się już przez cały dzień pancerniacy, piechota, strzelcy, podoficerowie, policjanci i obrona narodowa naurągali, naklęli, nabluźnili, o zmierzchu przychodzili niby to przypadkiem do mojego kąta…”[41].
O następnym miejscu internowania na Węgrzech wspomina: „W forcie klasztornym w Komarom, w maju 1940, obudziła się w zamkniętych tam Polakach ochota do nabożeństw majowych. Kaplica była już w podziemiach urządzona, bo raz na kilka niedziel przybywał do fortu ksiądz ze mszą świętą. Ale nikt nie wiedział, jak się do tych nabożeństw zabrać. […] …uchwalono, że mam urządzić nabożeństwa. Tak też się stało. Cóż tam w końcu za sztuka odśpiewać litanię loretańską i zaintonować antyfonę? Ale też te loretańskie stroniczki są chyba najbrudniejsze w mojej książeczce; zdaje się, w Komarom padały na nie czasem łzy”[42].
Jak łatwo zauważyć Jan Bielatowicz miał do swojej książeczki do modlitwy bardzo emocjonalny stosunek. W pewnym momencie – jak wspomina – zaczął myśleć, że „nie książeczka jest moja, lecz że ja należę do książeczki i że nie wolno mi się jej nigdy i nigdzie wyrzec ani opuścić. Że to jest depozyt, który mi powierzono na całe życie, aby go przenieść i oddać kiedyś przy bramie wieczności jakby bilet wstępu”[43].
W ten sposób książeczka do modlitwy stała się rzeczowym, albo koronnym świadkiem jego modlitwy. Dawniej do trumny zmarłego oprócz różańca wkładano także jego książeczkę do modlitwy. Książeczka, niemy świadek naszych modlitw![44].